Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszą tą książką, którą mnie poczciwy dobroczyńca obdarzył, był Komenjusza Świat malowany.
Mogą się dziś z niéj ludzie śmiać, ale co to za skarb był dla mnie, który o świecie prawdziwym nie miałem pojęcia!
W pierwszéj chwili gdym począł oglądać — mogę powiedzieć żem utonął w tym skarbie. Mostowniczyc to postrzegłszy, zaraz mi dał naukę.
— Jak się tak zaciekawisz, dudku, to cię złapią nad książką i odbiorą, a jeszcze i plagi dostaniesz. Książki takiéj drugiéj ja ci nie dostanę, bo i tę musiałem ukraść... prawda że tam gdzie się by ona nie zdała na nic.
Dwa czy trzy dni trzymał Skarbnikowicz Niewiadomskiego u siebie, poił, karmił, podobno mu nawet dał talarów parę, — ale poczciwy stary drugich bawiąc — a choć i przedrwiewając ich po troszę tak się zmęczył, że w końcu musiał precz iść.
Po oddaleniu się Mostowniczyca, trwała jeszcze dobra myśl półtora dnia, ale już się goście sobą i powtarzaniem jednych facecij nudzić zaczynali, — ziewali i szukali w głowach coby nowego począć. Pana Boga prosiłem o to aby ich wyniósł gdzie z domu, byśmy spocząć mogli, a ja się książką nacieszyć gdy Salomon swoim zwyczajem pójdzie do ekonomowéj. Pewny jestem że i mój stary o toż samo się modlić musiał,