Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

stowski serca sobie jednać umiał. Dla ks. Brzeskiego ta afluencja obywatelska stała się ciężarem niemałym, gdyż na chleb żałobny musiał prosić, a poszła nań i piwnica i śpiżarnia cała niemal, do kropli i pruszynki.
Na pogrzebie kilku prawników i ludzi większéj experencij poznawszy ks. Brzeski zatrzymał ich na konferencję, dla porady w interesach i rozpatrzenia się w stanie majątku.
Skarbnikowicz nieboszczyk w naturze tego nie miał aby się z czem krył, o stanie jego majątku począwszy od arendarza Szmula, we wszystkie arcana wtajemniczonego, aż do Salomona — domownicy byli doskonale zawiadomieni.
Spisanie więc długów i dłużków, już tych które były immatrykulowane, już na prostych świstkach, nie przedstawiało trudności żadnéj. Wioska na owe czasy kilkadziesiąt tysięcy złotych była warta, a wierzyciele na niéj mieli dwie trzecie części, nie licząc zaległych procentów, które można było zredukować dobrowolną umową.
Ks. Brzeski, poświęciwszy się stanowi duchownemu, o gospodarowaniu ani myślał, życzył sobie sprzedać, długi spłacić i kontentować tém co pozostanie.
Sąsiad Wierzewicz widząc że nabycie łatwém być może, a mając za sobą wezwanych do rady, ofiarował się wieś kupić. Dawał bardzo mało.