Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

odzieży, gdy rodzice studentów przybywających po dzieci, a dosyć zemnie kontenci, dali mi po talarze po dwa, o czém gospodarz wiedział — uczuł się od swego zobowiązania wolnym.
Wakacje wedle wskazówek profesorów spożytkowałem ucząc się naprzód co na rok następny przypadało. Niech im Bóg płaci, ale na nauczycieli, żadnego z nich skarżyć się nie mogę, byli miłosierni, uczynni, chętni, a gdy widzieli ochotę do pracy, pomagali serdecznie. Odwiedzałem téż ks. Brzeskiego, który mnie zawsze witał z wielkiém uczuciem, rozpytywał i wiele dopomógł mądremi radami.
Bardzo się znużywszy nad książkami, chodziłem na przechadzki, bo mi wszystko nowém było i bardzo wydawało się piękném.
Do skończenia szkół parę lat miałem jeszcze — o te byłem spokojnym wiedząc że mnie Karpowicz nie wypędzi — ale — co daléj?
Pytanie to nastręczało mi się ciągle. Na wieki wiekuiste bakałarzem zostać? nie miałem wielkiéj ochoty, chociaż — gdybym musiał, byłbym i to przyjął nie skarżąc się. Duchownym jak mi radził ks. Brzeski, nie czując powołania w sobie — zostać téż nie życzyłem, uważając za świętokradztwo, bym dla chleba i spokojnego żywota chleb ten obierał.