Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

czasu testamentu zrobić tak go kostucha żywo za kołnierz chwyciła — i ja na raz panem zostałem.
Ale to nie moja rzecz! Ja się z tym majątkiem uporam prędko, i znowu ze skrzypką chodzić będę po świecie, jeśli Bóg życie przydłuży. Ludit in orbe Deus!
Śmiejąc się i wódkę popijając, któréj zaraz podać kazał, naparł mnie abym mu o moich losach opowiadał, — a cieszył się iż mi się tak powiodło.
— Nie wymawiając — dodał gdym skończył — moje obiecadło, jakem ci obiecywał było owém jajem z którego się asindziowi szczęście wykluło.
Całowałem go po nogach...
Zdziwiło mnie bardzo, gdym o ks. Brzeskim, profesorach, o Karpowiczu mówił mu, że wszystkich znał a na wylot ich widział i sądził jak najsprawiedliwiéj.
W końcu o kondycij mojéj przy studentach, o życiu rozpytywać się zaczął z wielkiemi szczegółami, tak żem mu co do grosza się musiał wyliczyć z tego com miał, wyspowiadać z odzieży, zapasów i t. p.
— Ja tu tylko do jutra zabawię — rzekł w końcu. — Rano muszę daléj bo mnie na chrzciny prosili do krewnych, którzy wprzódy znać mnie nie chcieli. No, teraz spodziewają się że chrześniakowi co zapiszę. Naturalna rzecz! nic dziwnego! Ale się omylą — śmiejąc się dodał — ja co mam stracę, bo jestem człowiek