Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

tak pokochał, że gdy nadeszły ferje uparł się zabrać mnie z sobą.
Nie mówiąc mi nic, ponieważ mu oświadczyłem zawczasu iż bez pozwolenia rodziców jego jechać z nim nie mogę, napisał do matki, a ta u Podstolego wyrobiła że dla korepetycji miał mnie zawieść na wieś. Karpowicz nie bardzo był rad téj wielkiéj przyjaźni — ale sprzeciwiać się nie chciał.
Pojechaliśmy więc do Zawrocia, o którém zawczasu mi wiele Fabuś prawił. Majętność była pańska i rezydencja mogła się nazwać piękną, gdyby jak należy była utrzymywaną. Skąpstwo niesłychane Podstolego czyniło ją prawie ruiną. Żona jego synowi przynajmniéj czuć bardzo nie dawała tego sknerstwa ojcowskiego.
Staliśmy razem na górce we dworze, a pierwsze dni Fabuś mnie ze strzelbą i psami oprowadzając po okolicy, potém na koń wsadziwszy dał zażyć wiejskiego żywota.
Podstoli, choć miał oko na syna, ale tak był zajęty procesami, rachunkami, interesami do których się mnóstwem żydów posługiwał, iż nie widywaliśmy go chyba u stołu.
Sama pani słabowita, cicha, bojaźliwa kobiecina, z szyją zawsze obwiązaną, kaszląca — nie śmiejąca się odezwać przy mężu, już była naówczas tak cierpiącą, że często po całych dniach w łóżku leżeć musiała. Fa-