Gdy listy nadeszły — choć wiele mi się tam obiecywało, bez porady profesorów dezerterować ze szkół nie chciałem. Wszyscy przecież byli tego zdania, iż chudy pachołek powinienem był z łaski losu korzystać.
Wahając się, poszedłem do ks. Brzeskiego, ale i ten mnie skłaniał abym jechał, szczególniéj tym argumentem że Fabusia od wybryków i swawoli będę mógł powstrzymać.
Tak, nie z wielką ochotą, kilka miesięcy straciwszy, które powinienem był na ławie jeszcze siedzieć, — pojechałem na wieś, nie bez aprehensij przyszłości. W Zawrociu, choć nie wiele upłynęło czasu od śmierci Podstolego, znaczną znalazłem zmianę. Stajnie pełne koni, myślistwo pańskie, służbę liczną, a i przyjaciół dosyć. Fabuś któremu opiekun tylko dochodami rozporządzać dozwolił, znalazł sposób zaopatrzenia się w pieniądze, i z gruntu wszystko przerabiał, aby było pańsko i wystawnie.
Jego samego poznać było trudno, tak dojrzałego kawalera przybrał postawę i minę.
Przyjął mnie dobrém sercem i na wstępie oświadczył:
— Potrzebuję i amanuensa, bo sam poczciwie listu nie potrafię napisać, i kogoś coby na dwór miał oko, bo nie chcę aby mi się ludzie na dziadowski bicz rozpuścili... Zresztą w wielu rzeczach przyjaciel sen-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.