Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż ja tak lubię — dodał Mostowniczyc — laute, laute! niczego sobie nie żałować, a wesoło, a bez jutra...
Oglądał się po domu.
— Za nieboszczyka to bywało smutno aż strach — teraz aż miło! Co sobie mamy żałować, tyle naszego co zjemy i wypijemy...
Od acana do acana...
Wziął kieliszek i duszkiem go wypił.
— Młodość jest mocanie, jedna — a kto jéj nie użyje ten czery litery... Ja moją do siwego włosa przedłużam... choć już w kościach admonicję czuję — pulvis es et in gnój reverteris.
Bis repetita placent!
Podstolicu do mnie — w niezawodne ręce.
Stuknęli po drugim kieliszku, śmiechy się rozlegały, humory były coraz lepsze.
— Nieoszacowany Mostowniczyc! — wołano.
— Chwalicie mnie — rzekł — idźcież za przykładem moim. Nie miałbym ani tego humoru ni rozumu, gdybym zaraz w początku ojcowizny nie puścił, i nie począł chodzić ze skrzypką i piosenką.
Non meruit dulcia qui non gustavit amara. Omne trinum perfectum! Podstolicu gorzałki jeszcze...
Nie mogłem poznać prawie tego rozochoconego tak dobroczyńcy mojego.