Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W pocie czoła.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

poprawić. Potem wydadzą ją za szlachcica jakiego — i wszystko się zatrze...
— Ależ to niepoczciwa rzecz! — krzyknąłem.
— A ty myślisz, że na świecie tylko poczciwe rzeczy się dzieją?
Uderzył mnie po głowie...
— Student jesteś! wracaj do szkoły!
— Właśnie jeśli nie do szkoły to do miasta i do palestry chcę się udać, aby na mizerny chleba kawałek zarobić — rzekłem spowiadając mu się. Tam przynajmniej nie będę na to patrzeć, czemu się sumienie oponuje.
— A masz rację — rzekł poważnie Mostowniczyc. Doskonaleś się obrachował, aby z deszczu trafić pod rynnę. W palestrze zasiadają aniołowie, cherubiny są mecenasami, a archanieli assesorami. Student jesteś.
Spojrzałem na niego wielkiemi oczyma, on na mnie z politowaniem.
Chwileśmy milczeli. Westchnął stary.
— Nie mógłby pan dobrodziej mój — rzekłem — polecić mnie komu w Lublinie?
— Koniecznie tam chcesz? — spytał.
— Widzi mi się że przecież tam lżej będzie.
— Tubyś bo przynajmniej — rzekł Mostowniczyc — na tłustej kuchni się odkarmił i więcej nabrał fantazij, a tam znowu głodem musisz przymierać.