Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Mahlhagen obchodził się z milionerem prawie wzgardliwie, tamten z nim lekceważąco ale bez gniewu, wesoło, bo Afanazy Piotrowicz do rozgniewania był trudnym, choć, gdy w nim zawrzało, straszny był jak bawół wściekły.
Dotąd jednak powodu nie miał zbytnio się poruszać, bo Henryka dawała nad współzawodnikiem pierwszeństwo widoczne.
Komornik patrzał z daleka, licząc dnie i godziny.
Gdy wiedziała, że o którego z nich był zazdrośnym, z czem choć się nie wydawał, poznać było po nim łatwo, piękna Brombergowa śmiała się, ruszała ramionami i o obu wyrażała się lekceważąco. Komornik się natychmiast uspakajał.
Czas płynął na Miodowej bardzo wesoło, Pampowskiemu dosyć smutnie i kłopotliwie, bo Maniusia, nie śmiejąc go odwiedzać, nieustannie rady potrzebowała, nie śmiejąc bez niej niczem ważniejszem rozporządzać.
Nudziła go więc drobnostkami, a gdy zawezwany przychodził posłusznie, sądząc iż coś ważnego zaszło, godzinami opowiadała o nadużyciach kucharki, która dwa razy liczyła jej kupioną raz tylko pietruszkę.
Wszystko co Karolce na pensyi mówiono, czego ją uczono i w jaki sposób, musiał wiedzieć komornik, a miała dar nieoszacowana stara Maniusia, opowiadania ze szczegółami, ze środka wracając się do początku, a od niego przeskakując do końca, by wrócić znowu ad medias res.
W czasie karnawału pani Brombergowa, jakby on był ostatnim, którego miała swobodnie używać, szczególniej cugle puściła fantazyom, na jakich jej i tak nie zbywało. Baron Mahlhagen, Afanazy Piotrowicz i komornik, a nawet mniej na usługi jej gorliwy już Mahoński, nieustannie byli w kontrybucyi. Pampowski ze swojego kątka obserwując ją, postrzegał z podziwieniem, że im więcej się trzpiotała i ba-