Pampowskiemu żal było „biednego moskala“, jak go nazywał, że tak nadaremnie się ekspensuje, nic nie wiedząc, że mu w kwietniu klamka zapadnie!!
Nadchodziła Wielkanoc: drugiego dnia świąt dostał komornik uszczęśliwiające go zaproszenie na herbatę.
— Przyjdź do mnie, będziemy sami!
Pospieszył uperfumowany.
W drodze spotkał się z Afanazym Piotrowiczem i nie przyznał się, dokąd tak spieszy, litując się nad biedakiem, który z wieczorem nie wiedział co zrobić.
Tryumfował Pampowski.
Brombergowa ubrana skromnie, po domowemu, ale z tym smakiem, który ją odznaczał zawsze, przyjęła go w buduarze. W salonie światła nawet nie było. Zasiedli tu we dwoje, on rozpromieniony, ona smutna i pomięszana, ale pełna litości dla człowieka, który ją tak ślepo adorował.
Cudnie była piękną tego wieczoru i nadzwyczaj dla Pampowskiego uprzejmą. Pieściła go, głaskała, dawała mu ręce, przybliżała się, nie uchylała, gdy poufałej się nieco obchodził, zdawała owszem ośmielać go.
Komornik jednak z zasady, nie chciał sobie pozwalać nic nad to, co zaręczonym dozwala prawo i przyzwoitość. Za nicby nie był przekroczył tej granicy; i nie nadwerężył pięknych planów przyszłości. Wystawiony na pokuszenie nadzwyczajne, gdyż wdowa obchodziła się z nim tego dnia tak, jakby go na próbę cnoty wystawić chciała, wytrwał mężnie w uwielbieniu platonicznem dla anioła, który się z politowaniem czasem z niego uśmiechał.
Herbatę podano im dwojgu w tym zakątku i nawet stara towarzyszka, drzwi przymknąwszy, słodkich tych godzin nie śmiała przerywać. Wdowa siadła przy nim na małej kanapce, i nalewając mu herbatę, podając ciasteczka, obchodziła się z nim jak z chorem dzieckiem matka troskliwa.
Mówiono najprzód o różnych rzeczach, aż nareszcie Pampowski rozmarzony wpadł na temat bliz-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.