Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia tego postanowił wcale do niej nie iść, nie pokazywać się, dać czas do ochłonięcia i rozwagi. Namiętność sofistycznie wszystko mu znowu malowała w barwach jasnych.
W porze obiadowej, nie chcąc jeść sam w domu, poszedł do restauracyi. Dawno nie widział Mahońskiego, radby go był spotkał teraz i chciał — zręcznie — wybadać o przeszłość wdowy, pewny będąc, że mu nakłamała na siebie andronów. Mahońskiego jednak w restauracyi nie zastał, i musiał go szukać w domu.
Pan Józef był, po zbytniem jakiemś ucztowaniu, chory. Znalazł go w aksamitnem szlafroku, z gardłem obwiązanem i kwaśną bardzo miną.
— Bardzo ci dziękuję żeś mnie odwiedził — odezwał się Mahoński. — Widzisz, chory jestem, pokutuję za grzechy. Ha! dawniej piło się dwa dni i dwie nocy, a wstawało rzeźwym, dziś już nie ten człowiek. Trochęśmy przebrali tego obmierzłego szampana, a musiał być fałszowany pod koniec. Nie mogę do siebie przyjść No i zgrałem się wszetecznie. Wystaw sobie, parę tysięcy rubli djabli wzięli...
Dosyć zręcznie kołując z rozmową, Pampowski naprowadził ją na Brombergowę, od niechcenia zapytując o jej przeszłość.
— Bo mi się ogaduje! plecie nie wiedzieć co?
— Ma co gadać — rzekł Mahoński — młoda, ale żyła co się zowie i awanturek miała dosyć.
— Mój panie Józefie — przerwał komornik — jakby się to innym, nawet powszechnie szanowanym nie trafiało! Tylko, że ona jest szczerą, a tamte!
— No, to poczęści prawda! — odparł Mahoński — ale to kobieta co szuka biedy i awantur.
— Była ona w teatrze? — zapytał Pampowski.
— W teatrze! to ci o tem mówiła? — zaśmiał się p. Józef. — Paple czasem bez potrzeby. W teatrze właściwie nigdy nie była, ale ładna dzieweczka występowała jako statystka! E! to dobre były czasy, gdy ja się z nią poznałem! Ojciec mi wówczas nieboszczyk grosza