Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trup! — powtórzył, czekając napróżno odpowiedzi. — Nie ma już z nim co ani mówić, ani chcieć go ratować.
I wyszedł.
Służący komornika, którego on posyłał czasami do Maniusi, zrobiwszy znajomość z jej kucharką, gdy ją w tych dniach na targu spotkał, oznajmił, że pan jego jest bardzo źle, a co najgorzej, doktora nie chce, siedzi w krześle jak skostniały, nie gada, niczem się nie zajmuje... — i pokazał na głowę.
Opowiadający nie mógł się domyśleć przyczyny choroby, jednak, znając pana, przeczucie miał, iż tego narobiły — baby...
Kucharka powróciwszy do domu, dla odwrócenia uwagi od rejestrzyku kupna, co najżywiej doniosła Maniusi, iż słyszała o chorobie niebezpiecznej komornika, który — (dodała własnym pomysłem) — leżał w łóżku i nie wstawał.
Zerwała się strwożona Maniusia i narzuciwszy coś na siebie co prędzej pobiegła do mieszkania przyjaciela. Po drodze modliła się ze strachu.
W przedpokoju sługa oświadczył, iż pan jego nikogo a nikogo nie pozwolił ani przyjmować, ani nawet oznajmywać. Rozpłakana Pędrakowska zmusiła swemi łzami, naleganiem, prośbami aby poszedł do pana i o niej powiedział.
W kilka minut wrócił sługa z tem, że mówił, czekał odpowiedzi, nie otrzymał jej; i ruszył ramionami, nie było rady.
Bojaźliwa i delikatna w innych razach Maniusia ulękła się tak, iż ośmieliła się przebojem wtargnąć do pokoju sypialnego.
Komornik siedział w krześle i dopiero na głos jej krzykliwy a zrozpaczony, głowę podniósł. Zrobiło to na nim wrażenie.
— Ale czego bo asindźka... aż tu się fatygowała No! chory to chory jestem. Proszę bardzo.
Pędrakowska okrutnie szlochać zaczęła. Pierwszy raz widziała komornika bezzębnym i łysym, wydał