Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

ła w duszy siedlisko. Na widok jego zmięszał się mocno komornik.
— Pędrakowska mnie tu przysłała, bo z przestrachu o waćpana od zmysłów odchodzi, co ci jest komorniku?
Wziął go za puls gwałtem. Cera wskazywała, że żółć się rozlała.
— Z czego to poszło? — począł badać.
Pampowski milczał. Doktór despotycznego charakteru nie dał się zbyć tak jak drudzy.
— Słuchaj pan — odezwał się — nie z człowiekiem ciekawym masz do czynienia, ale z lekarzem. Nie czyń tajemnic przedemną, jesteś zgryziony, nieprawdaż?
Siadł przy nim i zwolna go począł wyciągać na słowa, ale do przyczyny choroby nie przyznał się komornik, choć przyznał się, że miał zmartwienie. Surowemi słowami prawdy odezwał się lekarz, powołując go do panowania nad sobą.
— Zmartwienie — dodał w końcu — jeżeli na razie nie zabije, czas rozprasza.
Było to w istocie jedyne lekarstwo, drugiem nie mniej skutecznem było natręctwo biednej kobiety, która Karolkę zamknąwszy w domu, sama po dwa i trzy razy na dzień przybiegała się dowiadywać, wciskała, niepokoiła, latała po doktora, nasyłała przez siebie własnoręcznie gotowane buliony i t. p.
Komornik uczuł się tem poruszony, chociaż teraz, po doznanem smutnem doświadczeniu, stał się nieprzyjacielem całego rodu niewieściego i przyjął do zbioru swych zasad, ażeby nie ufać żadnej kobiecie, żadną się nie zajmować, nie przywiązywać do żadnej.
Maniusia nie liczyła się, gdyż to była nie kobieta ale biedna, którą ratować musiał, był to obowiązek do spełnienia.
Zwolna powracał Pampowski do sił, do jakiego takiego zdrowia i do życia, które postanowił zmienić, czuł w niem ogromną próżnię, szło o to czem i jak ją zapełnić. Dotąd nadzieja wstąpienia w stan małżeń-