Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

nowym, dziś wywróconym i obalonym — opisywać nie będziemy.
Chłopak, który go śpiewającego słyszał, obawiał się czy mu się w głowie nie pomięszało.
Pakiet Afanazego Piotrowicza opieczętowany z pieniędzmi leżał dotąd nietknięty. Pierwszym czynem spełnionym w upojeniu szczęściem nowem, było przejednanie z praktyczną stroną życia. Obliczył w swoim rejestrze ile u niego pożyczyła pani Brombergowa, a potem rozłamał pieczęcie. Należało mu się około dwunastu tysięcy rubli, w paczce było ich dziesięć. Z reszty kwitował, ale znalezione zaanektował do kassy.
Były mu teraz potrzebne, myślał już o przyszłości i miał przyszłość.
Urzędowe oświadczenie się, nie mogło nastąpić prędzej jak o jedenastej rano, co tu było robić z czasem? Oddawna należała wizyta poczciwej starej Maniusi... Komornik poszedł na Wiejską ulicę.
Sama mu otworzyła drzwi, powitała okrzykiem, ucieszyła się twarzą znowu odmłodzoną i wprowadziła go do saloniku, w którym właśnie podlewała kwiatki.
— A ja już myślałam, słowo daję, że może komornik się na mnie gniewa czy co? Żeby też nie był łaskaw zajrzeć, dowiedzieć się, a choć spytać o swoją pupillę!
— Nie! ale jak Boga kocham, żebyś posłuchał pan jak deklamuje po francuzku bajkę — no. Ja nie rozumiem, to prawda, ale to muzyka, słowo daję — tak nie rozumiejąc człowiek by słuchał... a!...
Bo, że może się pochwalić Karolką, że niedarmo na nią dobrodziej ekspensuje, to święta prawda, tak się uczy że pierwsza w klasie, a inne zazdroszczą. O! już jeśli ona losu nie zrobi, to ludzie oczów i rozumu nie mają!
Paplała stara Maniusia uśmiechając się do przyjaciela, na którego twarzy widziała uszczęśliwienie;