czone, widząc na twarzy lekko i zręcznie lecz jawnie użyte bielidło i róż, tupet na głowie, domyślały się zębów nie dziedzicznych ale nabytych i daleko więcej defektów niż ich w istocie może było. Komornik latał napróżno.
W tym czasie jakoś przybyła do Warszawy, niewiadomo ukrainka czy podolanka, osoba młoda jeszcze i nadzwyczajnej piękności. Zjawiła się sama jedna, bez stosunków i w początkach była osamotniona.
Powiedziliśmy, że odznaczała się nadzwyczajną pięknością. Była ona tak uderzającą, iż gdy się pierwszy raz ukasała w teatrze, zwróciła oczy wszystkich i zrobiła co się zowie furore. Latano, dowiadywano się, młodzież szalała nie mogąc się ani domyśleć kto była ta nowa gwiazda wschodząca na horyzoncie syreniego grodu. (Styl dziennikarski!)
Niepodobieństwem było dowiedzieć się ani nazwiska, ani stanu, ani narodowości tej istoty, stworzonej na to, aby długo ukrywać się z sobą nie mogła. Pierwszego wieczora zakładano się: jedni że jest panną, drudzy że mężatką, rozwódką, polką, greczynką, włoszką i t. p.
W loży ukazała się ubrana nader smakownie, ale bez narzucającej się jaskrawości i świecideł, ze starą jakąś panią, służącą widocznie za szumera. Słusznego wzrostu, brunetka, z oczyma czarnemi, ruchów nieco amazońskich i śmiałych, miała twarzyczkę małą, dziecinną, więcej wdzięczną niż istotnie piękną, ale pełną tego uroku, który porywa i oszala. Szczególniej wzrok determinowany, nieulękniony jej czarnych oczów, przenikał do głębi. Malutka rączka, którą z loży zwiesiła jak na okaz, była cudownych kształtów.
Nieznajoma, jedni mówili panna, drudzy pani, w teatrze znajdowała się przyzwoicie, ale w najmnieszej rzeczy niezmieszana ani wejrzeniami, któremi ją prześladowano, ani nowym światem, wśród którego występowała. Było coś w jej ruchach, w charakterze całym tego zjawiska, dającego się domyślać — półświata.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.