Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

gwiazda patrzała z lekceważeniem i niemal pogardą obojętną z wyżyn swej loży pierwszego piętra na ludzi; nie wyzywała ich wcale, zdawała się bardzo dumną, jednak Mahoński przenikał widać, iż znajomość zrobić będzie rzeczą możliwą. Miał w tem doświadczenia wiele i oko bardza wprawne.
Gdy inni jeszcze biegali na próżno i głowę sobie łamali, Mahoński w kilka dni potem wiedział, że pani Bromberg najęła mieszkanie przy Królewskiej ulicy i chwalił się, że zrobił z nią znajomość. Jak? — z tego się nie chciał tłumaczyć.
Lecz zapewne dla podwyższenia w cenie swej konkiety, mówił o pani Bromberg bardzo seryo, jako o osobie dobrego towarzystwa, świeżo owdowiałej, przybyłej dla interesu familijnego i ze wszech miar poszanowania godnej. Gdy mu się z niedowierzaniem uśmiechano w oczy, gniewał się, bił w piersi i stawał w obronie wdowy z zapałem u niego nie widywanym.
Przyznał się, że u niej bywał, lecz wprowadzić nikogo nie myślał.
Komornik, który w wielu względach modelował się na wzór Mahońskiego i za doskonały go dla siebie wzór uważał, był dlań z respektem wielkim.
Nie naśladował go w rozrzutności, w fantazyach, dochody jego, szyk, mowę, strój, pewne właściwości studjował i starał się przejmować o tyle o ile one włożyć się dały.
Mahoński parę razy zaciągał u niego pożyczkę, byli z sobą w zażyłości wielkiej. Jedną razą, gdy innym dosyć niegrzecznie odmawiał Mahoński zapoznawania ich z panią Henryką, odwrócił się do komornika i rzekł:
— Co innego pana Jana, tego gdy zechce wprowadzę, ale to człowiek stateczny i wiem, że nie nadużyje.
Komplement ten nie koniecznie był w smak komornikowi, który za trochę trzpiota rad był w tem kółku uchodzić — zmilczał.