Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

Inna jakaś gwiazda nowa, już nie drugiej ani trzeciej, ale czwartej wielkości a miłego blasku, wkrótce odwróciła uwagę od pani Bromberg.
Chociaż Mahoński zawsze stronę jej trzymał i bronił od posądzeń, szeptano, iż nowe i wielce urozmaicone robiła znajomości, że dom niedostępny stawał się bardzo otwartym.
Upłynęło miesięcy kilka, gdy raz pan Józef rano przyszedł do komornika, który mu znowu pieniędzy na zbycie się lichwiarza obiecał pożyczyć, rozczulił się niezmiernie dla niego.
— Słuchaj no, panie Janie — rzekł poufale go po pańsku klepiąc po ramieniu — chcesz, to cię do tej pięknej Brombergowej zaprowadzę i zapoznam. Słowo ci daję, przyjemna bardzo kobieta, zupełnie przyzwoita, a! surowych, surowych obyczajów, ale wesoła, miła i mógłbyś tam czasem dobrze sobie przepędzić wieczorek. Hę? co ci to szkodzi?
— A! zapewne, cóż mi to ma szkodzić, owszem, owszem, ale na co mi to się zdało? — rzekł komornik, naiwnie wydając się z tem, że na pamięci miał ciągle cel życia poważny i matrimonium.
— Powiadam ci dom bardzo miły, dobijają się, żeby tam bywać — mówił Józef — ale nie dla każdego tam drzwi otwarte.
Komornik spolitykował, nie napierał się, nie odmawiał, myślał, że gdy się o to nie upomni, Mahoński mający pamięć krótką, nalegać nie będzie.
Stało się inaczej, pan Józef go pochwycił nazajutrz i niemal gwałtem z sobą poprowadził na Królewską ulicę. Pampowski nie widział potrzeby opierania się.
Apartamencik najęty przez panią Bromberg był niewielki, ale urządzony z elegancyą i smakiem, które komornikowi zaimponowały. W przedpokoju stał lokaj w liberyi z akselbantami, w białych rękawiczkach.
Pani domu na pierwszy rzut oka miała zupełnie postawę, powierzchowność, sposób obejścia się bardzo