Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wczoraj mnie pytała czy ci się u niej nie podobało, że nawet nie odwiedziłeś dotąd. To niegrzecznie!
Zmięszał się Pampowski i spojrzał.
Mahoński był bardzo seryo, trochę nawet jakby zniecierpliwiony.
— Hę? — rzekł.
— Ale, mówię ci, niegrzecznie. Byłeś u niej na herbacie, winieneś był najdalej czwartego dnia wizytę, to prawo.
Komornik był przestraszony, bo chciał za nader ścisłej obserwancyi człowieka uchodzić.
— A no, idź-że, zmiłuj się, weźmie cię za gbura.
Na to już nie było ratunku, i Pampowski natychmiast poszedł. Lokaj go zaanonsował, wprowadził do salonu, czekał minut z dziesięć, wyszła wdowa w negliżu porannym z białego kaszmiru z karmazynowemi ozdobami, skarżąc się na głowę. Była znowu inaczej piękną, ale jak! Komornik słupiał. Chciał się zaraz wynosić z powodu bólu głowy, zatrzymano go, zaczęła się rozmowa, wdowa zbliżyła się do niego, sparła na stoliczku, zamurowała mu sobą drogę do ucieczki, siadła tak, że mógł zblizka ją całą admirować, w wielkim blasku okna, przy którem się znajdowali. Od stóp do głów była — powtórzył komornik — perfekcyą!
Uczucie jakie biednym starym kawalerem owładło, było szczególnego rodzaju: był to czysto platoniczny zachwyt. On, co do najśliczniejszych piętnastoletnich jagódek był śmiałym i sądził się ich godnym, tu ani nawet śmiał przypuścić, aby osoba tak dystyngowana mogła w nim obudzić myśl grzeszną czy też — matrymonialną.
Patrzał na nią jak na Venus medyceuszowską, okiem artysty, choć nim nigdy nie był. Jednem słowem, z całą tą swoją perfekcyą nie pociągała go, ale mu imponowała.
Szczególna rzecz, wdowa która wyszła, jak pierwszą razą, poważna, prawie zasępiona, z migreną, stopniami w towarzystwie komornika ożywiła się,