Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Córka wdowy, panna Klara, dwudziestoletnia (data urodzenia przypadkiem zdobyta, nie ulegała wątpliwości), miała to nieszczęście w oczach komornika, iż się wydawała starszą niż była. Łagodna była ale smutna i przybita.
Matka skłopotana interesami także stękała, dom był wogóle nie wesoły. Wiele jednak mówiło za nim. Pampowski nie wątpił, iż pannę wydanoby za niego, bo matka mówiła mu bez ogródki, iż gdyby się trafił człowiek stateczny, nie odmówiłaby ręki Klary, potrzebując kogoś, coby z niej zdjął brzemię interesów nad siły.
Panna Klara była grzeczna, była powolna, ale jakby zrezygnowana i bez czucia. Pampowski zaś w małżeństwie potrzebował soli, któraby mu smak nadała. Zresztą nic zarzucić nie było można pannie Klarze, której twarzyczka zadumana, chmurna, wcale była ładną.
Zmurzony do wyrzeczenia się młodszej Elizy, komornik teraz postanowił stanowczo próbować szczęścia u wdowy. Nazajutrz już był w drodze; uperfumowawszy się mocno, gdyż pewnym był że wonie wpływają, poruszając zmysły, na rozbudzenie się uczuć. Przez całą drogę zajmował go obraz panny Klary, ku któremu pragnął się natchnąć. Wyrzucał sobie, iż zbyt zajęty panną Elizą, zaniedbał był nieco wdowę i pannę Klarę, a chciał teraz wmówić w siebie, iż ta miała więcej dystynkcyi i charakteru w fizyognomii.
Zbliżając się ku mieszkaniu wdowy, komornik wedle zwyczaju swego dobył małe lusterko z kieszeni, poprawił włosów, spojrzał na suknie. Właśnie miał wchodzić do kamienicy, gdy go uderzyły stojące przed nią aż trzy doróżki. Na wschodach był ruch jakiś, w przedpokoju zawieszone paletoty męzkie i stojące laski zwiastowały niezwykłą w tym domu frekwencyę. Coby tu mogło tyle osób sprowadzić, myślał jeszcze pan Jan, gdy uśmiechająca się dziwnie służąca wpuściła go do salonu.