Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— A zatem co do pięknej wdowy? spytała panna.
— Plotka, pani dobrodziejko.
— O panu bo mnóstwo takich chodziło i chodzi — mówiła otwarcie piękna gospodyni — przypisują mu starania się o mnóstwo panien na wydaniu!
Pampowski gotów się był pogniewać.
— Niewczesne żarty — odparł starając się ostygnąć. — Każdemu z tych co się żenić mogą i każdej pannie na wydaniu, zwykli plotkarze dawać panny i kawalerów.
Panna Hortyńska się zarumieniła.
— Jakto? bez wyjątku? — rzekła — a więc i mnie zapewne.
— O pani nie słyszałem — odpowiedział komornik złośliwie — może dla tego iż pani z równą obojętnością odpychasz wszystkich.
— Ja? odpycham? — zaśmiała się Hortyńska — ale kogóżem odepchnęła?
Pampowski nie mógł odpowiedzieć, a panna dorzuciła.
— Mogłabym być trudną w wyborze, wiele wymagającą, ale nie kapryśną.
Dało to do myślenia.
— Wymagającą? — podchwycił z połechtaną ciekawością komornik — a czy wolno zapytać, jakie są wymagania pani?
— Cóż to pana obchodzić może? — odezwała się panna.
Pampowski obawiał się złapać, trwoga go już brała.
— Wszak ci godziwa ciekawość? — dodał.
— Jeżeli pan istotnie ciekawy, powiem mu, że wymagałabym naprzód serca i przywiązania, a potem, potem warunków takich, aby życie bardzo ciężkiem do dźwigania nie było.
— Tak! tak! serce i przywiązanie, to najpierwszy warunek — wykrzyknął komornik w uniesieniu — ale przywiązanie musi być wzajemne.
Śmiała się piękna panna.