Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

— O to mniejsza! — rzekł komornik — idzie mi o serce i afekt!
Radczyni poklepała go znowu po ręku.
— Proszęż ciebie! nie możesz wymagać, aby się w tobie kochała, będzie cię szanować, przywiąże się, ale miłości! mój komorniku! co ci bo w głowie?
Staruszka śmiała się mówiąc dziwnie jakoś, a Pampowskiemu zrobiło się przykro, boleśnie, jakgdyby kto ostatni mu skarb wydzierał.
Wyrzec się tej nadziei, aby ktoś kiedy mógł kochać, było dlań zabójczem. Zamilkł biedak, zapatrzywszy się w kapelusz.
Radczyni uczuła, że mu zadała cios okrutny i żal się jej zrobiło człowieka, dodała więc łagodniej:
— Mój komorniku, te gorące miłości, my to znamy, przechodzą one bardzo prędko, a po nich zostają gorzkie żale, bezpieczniej rachować na uczciwe przywiązanie, wierz mi.
Tak mówił rozsądek, a w Pampowskim niedogorzałe namiętności domagały się od życia, aby ich dług spłaciło. Nie przedłużał też rozmowy i nie chcąc okazać, że przyszedł tylko dla zasiągnięcia języka, został na wieczór cały, choć inni goście schodzić się zaczęli, a rozmowa ogólna mniej go już zajmowała. Skorzystał z niej jednak, bo znajomi staruszki znosili jej wszystkie brukowe wiadomości z miasta i w wielu rzeczach można się było poinformować o ludziach i stosunkach. Zwykle z plotek wiązała się rozmowa ożywiona, poddawano je rozbiorowi i krytyce, i jeśli z nich nie wyszła czysta prawda, przynajmniej zbyt przesadzone baśnie zbijano.
Tego wieczora obfitość była najrozmaitszych historyjek, a niektóre z nich żywe obudziły dyskusye. Profesor emeryt Zabanowicz między innemi doniósł, że w ulicy spotkał dawnego swojego ucznia, któremu świeżo zmarł ojciec, hrabiego Włodzimierza. Ten to był sam, o którym komornikowi wspominała radczyni, że się kochał i starał o pannę Hortyńską.