Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiadomość ta nieuszła bacznego ucha Pampowskiego, który w podejrzliwości swej ten z niej wniosek wyciągnął, iż zapewne hrabia uwiadomiony, iż panna miała w komorniku konkurenta, stawił się zawczasu, aby być przyjacielem domu!
Zrobiło mu się gorąco na samą myśl przewrotności ludzkiej, którą sam sobie wymyślił. O późnej godzinie wymknął się z tego wieczoru, zgryziony, skłopotany, niemal zrozpaczony.
W takich razach jedyną pociechą było dlań towarzystwo młode w którem odżywał; poszedł na zwykłą wieczerzę w nadziei, że zapomni o swej biedzie. Mahońskiego tu nie zastał. Młodzież, gdy o nim była mowa, coś szeptała uśmiechając się pocichu, czego i dosłyszeć nie mógł i dopytywać nie śmiał. Z komornika jak zwykle żartowano sobie, dokuczając mu pannami i dowiadując się, kiedy na wesele zaprosi.
Już miał wychodzić niebardzo pocieszony, gdy nareszcie i Mahoński nadszedł w bardzo wesołym humorze, poświstując. Zatrzymał we drzwiach Pampowskiego i gwałtem go nazad wciągnął. Szczególny teraz jakiś afekt okazywał dla niego i opiekę nad nim rozciągnął, co zważywszy renomę, jakiej używał w świecie eleganckim, nie mogło komornikowi być obojętnem. Prezentował go hrabiom i koryfeuszom sportu, zapoznawał z wielkiemi panami, z którymi był na stopie poufałej. Pochlebiało to poczciwemu Pampowskiemu, który po staropolsku wierzył w stosunki i rachował na nie.
Młodzież wkrótce się w różne strony porozchodziła, zostali sami z panem Józefem.
Po kilku kieliszkach komornik, który z sobą przyniósł już tu usposobienie melancholiczne, począł się nad swój obyczaj wywnętrzać przed przyjacielem. Ten go strofował za zasępienie.
— Co pan chcesz, panie Józefie — odezwał się wzdychając Pampowski. — Nie jestem stary, to prawda, ale jednak starszy znacznie od was, a dotąd mogę powie-