Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

w tęczę i zdawał się badać tylko, czy pora się wygadać z tem co miał na sercu.
— Młoda piękna wdówka — dodał po chwili, czy może być co ponętniejszego? Z panną każdą, póki się ona do życia i jego wymagań nastroi, biedy dużo, musisz się zajmować jej wychowaniem... Wdówka, co już i przebolała trochę i doświadczyła, lepiej człowieka ceni... Hm?
— Nie mam nic przeciw wdowom — przebąknął Pampowski — ale widzisz jam kawaler, mnie się po sprawiedliwości należy panna!
Mahoński się aż za boki trzymał.
— Wiesz, że ja cię kocham! — począł — ale między nami mówiąc, a tupet? a metryka? a zęby? Nie pretenduj wiele...
Komornik zerwał się po drugi raz śmiertelnie tknięty dnia tego, zżymnął się aż:
— Mój panie Józefie — odparł z urazą widoczną — gdyby przyszło moją niby to starość z twoją mierzyć młodością — e! e! nie wiem coby rachunek okazał i co lepsze!
— Jasiu! kochanie, nie gniewaj się! — odparł Mahoński — ja wiem że ty poczciwie żyjąc młodszy jesteś wrażeniami i sercem niż ja com szalał bezmiernie, a tymczasem ja wydaję się młodo, a ty poddeptany. Ciebie praca zużyła, mnie fortuna i płochość! Na to rady nie ma. Życzę ci dobrze i dla tego, gdy tak do szczęścia małżeńskiego wzdychasz, daję ci radę, żeń się rychło, nie wybieraj, ot — przychodzi mi na myśl... Brombergowa ma do ciebie słabość, na twojem miejscu, przysiadłbym się i — dobił z nią targu, a toć specyał nie kobieta.
Kobieta jakby go piorun raził, stanął wryty. Miał on, jak wiemy, pretensye wielkie, wymagania przesadzone, ale żenić się z Wenerą medeceuszowską, owdowiałą po nieznanym Wulkanie i może nieznanych jakich synach Marsa... z taką gwiazdą piękności — ani mu na myśl nie przyszło.