Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

O pannie Hortyńskiej myślał, lecz zarazem wspomnienie hrabiego Włodzimierza łączyło się z nią i — budziło obawę.
Na ulicy spotkali się z jej bratem.
— Cóż ty na wista do mnie nie przychodzisz? zapytał. Siostra moja i ja codzień cię wspominamy. Niewdzięczny jesteś. Co się z tobą dzieje? Ludzie mówią, że się żenisz, czy co?
— Gdzież znowu? co? z kim?
— Któż wie? Żenisz się ciągle, bo wiedzą, że się chcesz ożenić. No — otwarcie, jakże tam sprawy serdeczne? pytał wesoło Hortyński.
— Nie mam żadnych, odpowiedział komornik. Nie przeczę, że radbym, że chciałbym — a no — nie szczęści mi się.
Zaczął się śmiać przyjaciel.
— Jak wszyscy starzy kawalerowie, gdy klamka ma zapaść, rzekł — porywa cię trema. O! ty! ty!
— Nie liczę się do starych, odparł komornik.
— Mów komu chcesz! masz pięćdziesiąt.
— Słowo daję czterdzieści! czterdzieści — począł Pampowski, ale przyjaciel śmiechem go zagłuszył.
Zaczęli mówić o czem innem. Hortyński parę razy jeszcze w rozmowie siostrę wspomniał, a to było dostatecznem do obudzenia podejrzenia w komorniku. Pożegnał prędko przyjaciela.
— Chce mi siostrę swatać, ciągnie mnie do siebie, rzecz ukartowana — odezwał się odchodząc — należy być ostrożnym!!
Ożenić się było jedynem pragnieniem poczciwego Pampowskiego, lecz ożenionym zostać!! tego sobie nie życzył.
Właśnie w czasie, gdy tak los go na różne wystawiał próby, komornik doznał wzruszenia nadzwyczajnego z powodu wypadku, do którego najmniej był przygotowanym.
Mówiliśmy, jak całkowicie starał się pozrywać wszelkie nici wiążące go z przeszłością. Nigdy o niej mowy nie było, żaden ślad nie został z tych lat tajem-