Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Na Pampowskim znać było i radość jakąś i niezmierne zakłopotanie, walczył z sobą. Pani Maniusia patrzała mu w oczy, uśmiechając się poczciwie, z jakąś resztką dawnych wspomnień czy afektu.
— No, nie gniewasz się, panie Janie, że ja tak prosto z mostu tu na głowę mu spadam, rzekła. Bóg widzi, że gdybym sama była, juścibym się nie odważyła tak przypominać, bo co tam — dawno pogrzebione rzeczy — ale mnie idzie o los Karolki, a to dziecko, prawdziwie mówię, że gdyby cokolwiek edukacyi, to ja nie wiem, onaby na guwernantkę mogła wyjść. Bo to zdatna i sprytna, jak ogień, a do książek to się rwie, a główka że się ludzie dziwują, zkąd się to u niej bierze.
Ot tak, spojrzeć na nią, niby trusia, dziecko, a kiedy się ośmieli, rozgada...
Matka rzuciła ręką, komornik słuchał ale roztargniony. Dano uszom jego chwilę odpoczynku.
— Słowo daję, przerwała milczenie Maniusia, ciągle się wpatrując w komornika, że pan Jan tak wyglądasz... a jaki elegant.
Tu zatrzymała się trochę mówiąca i nieśmiało wtrąciła:
— Jużci się pan nie ożenił?
— Nie, odparł Pampowski, rumieniąc się.
Pędrakowska zarumieniła się także. Ze strony komornika rozmowa szła bardzo tępo, zadumany siedział i widocznie przybity, aż w końcu Maniusia, jakby przeczuwając coś — dodała.
— My tu też panu Janowi znowu na głowie siedzieć, uchowaj Boże, nie będziemy. Poradzisz nam co, dobrze, nie, no to cóż robić. Ja takem się obrachowała z temi trzystu złotemi, które miałam ze sprzedaży różnych ruchomości, że mi na powrót starczą. Tylko mi o tę Karolkę chodzi, bo szkoda dziecka, a znowu, broń Boże, ja oczy zamknę, a mnie często coś w piersiach dusi, kto się nią zaopiekuje. Pędrakowskiego nieboszczyka siostra, ordynaryjna baba i złośnica, a ta nas ani znać ani widzieć nie chce, bo z mojej fa-