Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłuchaj mnie pani — odezwał się gdy córka wyszła — pannie Karolinie.
— Ale, zlituj się, mów bo Karolce, i po wszystkiem.
— Karolce — poprawił się Pampowski — trzeba dać wychowanie, bo to znaczy więcej niż majątek. Ja pomogę, musicie się przenieść do Warszawy, tu parę lat pochodzi na pensyę.
— A zkądże ja na to starczę? — łamiąc ręce odparła Maniusia — z łaski waszej ja nie mogę korzystać, bo by mi sumienie nie dopuściło. Nie mogę, bo nie mam prawa! Choć prawda żeśmy się kochali, ale co z tego? Los nas rozerwał i obcy sobie jesteśmy... Jam już dziś stara...
Spuściła głowę Maniusia na węzełek od chustki, który kręciła w ręku.
— No, i powiem otwarcie — gdybyś komornik mi pomagał, jak mówisz, to słowo daję, złe języki gotoweby tłumaczyć niepoczciwie. Mnie chodzi dla siebie i dla dziecka o reputacyę i pamięci poczciwego Pędrakowskiego nie chcę czynić krzywdy.
Słowo daję! nie wiedzieć co by gadali na mnie i na komornika... niesprawiedliwie, bo żeśmy się kochali, toć prawda, ale przecie... przecie.
Już dokończyć nie mogła biedna, komornik siedział zamyślony.
— Cóż kto ma wiedzieć o tem czy ja pomagam czy nie? — odparł. — To zostanie między nami. Jak Bóg da Karolce lepszy byt... czy te... czy tego — no to mi tam się wypłacicie, częściami... jak się tam złoży...
Wdowa wzdychała, łzę otarła.
— Sama już niewiem! a! Boże miłosierny natchnij mnie co ja tu mam począć. Żeby nie dziecko, słowo daję.
Pampowski dodał raz jeszcze, iż Karolki wychowanie stanowiło całą przyszłość; starał się uspokoić wdowę.
— Żebym ja tam niewiem co zrobiła — odparła, gadanina z tego urośnie, będą na nas psy wieszali niesprawiedliwie.