Pampowski leżał na ziemi i krew płynęła z lewego boku. Lucyś stał i śmiał się, ale jeden z sekundantów przybiegł doń, bo i on miał nogę postrzeloną, czego nie uczuł zrazu.
Rana komornika była bolesna, ale kula się oślizgnęła po starych żebrach, porwała mięso i skaleczywszy wyszła precz. Niebezpieczeństwa nie było. Lucyś zaraz musiał siąść na ziemi — bo mu noga drżała. Kula siedziała w kości.
Hrabia klął we wszystkich europejskich językach, odgrażał się, chciał drugi raz strzelać, ale naprędce komornika powieziono do miasta. Lucysia ledwie na rękach zaniesiono do amerykanki.
Rana jego była bardzo groźną, w pierwszej chwili doktór mówił o amputacyi. Wściekał się zarozumiały młokos iż takie go, z takiej ręki spotkało nieszczęście, ale poprzysięgał, że byle ozdrowiał, napadnie Pampowskiego, zmusi do pojedynku i zastrzeli.
I tym razem byłby nieochybnie trafił w serce, gdyby nabój nie targnął na włos, czy ręka nie drgnęła.
Z komornikiem nikt nie pojechał do domu, wszyscy się skupili około biednego chłopca, który tak niespodzianą odebrał naukę.
Pampowski z zimną krwią posłał po doktora, nie pisnąwszy dał ranę opatrzeć i spytał tylko jak długo się ona goić może.
— Za kilka tygodni zabliźni się — rzekł chirurg — spodziewam się, że komplikacyj żadnych nie będzie, że pan się zachowasz spokojnie i usłuchasz mojej rady.
Wieczorem dopiero nadszedł Mahoński w najgorszym humorze.
— Panu Bogu podziękuj żeś wyszedł obronną ręką — rzekł — o włos byłeś od „requiem aeternam,“ ale niech cię tam i z twojem szczęściem i z całą historyą, do której ja jestem wplątany. Familia hrabiego do mnie ma główny żal, ani się teraz w salonach pokazywać, a i ty wylizawszy się, będziesz musiał pewnie wyjechać z Warszawy, bo ci tu życie zatrują.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.