wodu tego nieszczęsnego pojedynku! At, co gadać! Wpakowałeś nas w taką kaszę!
— Nie mogło się stać inaczej — rzekł komornik — bardzo przepraszam. Jakże się ma hrabia?
— Nogi mu nie utną — odezwał się Mahoński — ale podobno sztywną na całe życie zostanie.
— A, wiesz — dodał wpatrując się w chorego Machoński — że zmizerowała cię choroba.
— To odejdzie — szepnął komornik.
Po krótkiem preludyum, pan Józef zagaił o pieniądze. Skrzywił się Pampowski, było mu przykro odmawiać.
— Słowo honoru daję, że nie mam tylko tyle, ile mi samemu potrzeba!
— Tak! tak! — zawołał Mahoński — już i ty nie masz.
— Wiesz, że nie odmawiam gdy mogę usłużyć.
— Wiem, ale cóż to jest? dajesz się doić Brombergowej czy co? — począł śmiało Mahoński.
Komornik zarumienił się, lecz nazbyt był delikatny, aby ją wydał z sekretu.
— Jestem pewny, że ona cię już doi! a jak raz dobrała ci się do kieszeni, nie porzuci ciebie i jej aż do dna ją wysuszy! Patrzajże, przestrzegam cię, gdybyś miał miny Potozu i Golkondy i nie wiem tam jakie, gdybyś Rotszyldem był, ta jejmość do torby cię przyprowadzi. Ma talent taki obchodzenia się z groszem, że gdybyś jej dziś dał milion, jutro go połknie — i ani znaku.
Niezmiernie przykro było słuchać tych potwarzy Pampowskiemu i począł żywo tamować wybuch ten Mahońskiego.
— Proszęż cię, dajże pokój! Ja tego słuchać nie chcę, nie mogę, obliguję.
— Ze mną się przecie o nią strzelać nie będziesz — mówił spokojnie Mahoński. — Sam cię do niej zaprowadziłem, samem cię poznał z nią, ale chcąc się przysłużyć babie, sobiem figla zrobił. Miałem w tobie poczciwego kasyera, a ta mi...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.