choroba wymizerowała, cerę zżółciła, oczy głębiej popchnęła, i zostawiła po sobie ślady takie, jak gdyby nagle dziesiątek lat do liku przybyło. Komornik z boleścią przekonywał się, iż wypadnie mu być mniej fertycznym i przybrać powagę pewną.
Przypadło to właśnie w tej chwili, gdy radby był jak najświeższym, najmilszym się okazać przed panią swych myśli, przed uroczą Henryką; o której nie wątpił, iż go ze wzruszeniem takiem powita, z jakiem on gotował się iść do niej.
Mączka, lekka tynta różu, o którym zapewniony był, że się składa z części roślinnych, wycieranie, rektyfikacye różne niewiele pomogły twarzy. Na pociechę musiał sobie powiedzieć, jak wszyscy z krzyża zdjęci, iż będzie interesującym.
Bieda to już, gdy kto nie mogąc być wdzięcznym, interesującym być musi!
Pampowski w nowym garniturze, wyperfumowany, w rękawiczkach świeżych, w butach zwierciadlany połysk mających, z sercem bijącem jak dwudziestoletnie, pojechał z pierwszą wizytą nie do Maniusi na Wiejską ulicę, ale do swej pani.
Na schodach słabo mu się robiło — miał widzieć tę królowę, tę Wenus, ten ideał, dla którego o mało nie postradał życia. O! szczęście! o dniu błogosławiony...
Zdrzemnięty w przedpokoju lokaj z akselbantami kwaśno jakoś, nie anonsując go, otworzył mu drzwi salonu. Komornik wszedł — i w progu skołowaciał.
Na kanapie z cygarem w ustach siedział baron Mahlhagen jak w domu. Przed nim stała szklanka z napojem jakimś, leżała gazeta. Na widok wchodzącego baron zwolna podniósł głowę i ziewnął. Nie wstał, nie ruszył się, zdawał się dziwić przychodniowi i grać tu jakby rolę gospodarza.
Jeszcze się Pampowski nie namyślił co z sobą zrobić, gdy kroki pośpieszne słyszeć się dały, wbiegła w rannym negliżu Henryka wprost ku przybyłemu i podała mu ręce obie, nie patrząc nawet na barona.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.