Jak przestraszona zerwała się wdowa z kozetki, twarz jej okrył rumieniec.
— Jakto! seryo! pan myślisz? Słów jej zabrakło.
Stała osłupiona i drżąca.
— Pan chcesz! pan byś się ożenił ze mną.
Pampowski chwycił jej rękę i całując ją z zapałem, zawołał:
— Uczyń mnie pani szczęśliwym!
— Ale to — nie może być! porywczo odparła wdowa. Pan, pan jesteś najzacniejszym, najpoczciwszym z ludzi, ja pana szanuję, lecz, zlituj się — to nie może być! Ja! dla mnie, byłoby to bardzo szczęśliwem, ale — to nie może być! Zlituj się!
— Dla czego? zapytał komornik, wszakże pani jesteś wolną!
— Tak, najzupełniej wolną, odpowiedziała kobieta przychodząc do siebie i starając się uspokoić — posłuchaj mnie pan, pomiarkuj się. Pan mało znasz tę nieszczęśliwą Henrykę za którą już krew przelewałeś. Ja... ja jestem młoda, płocha... mam złe przyzwyczajenia i nałogi, pan byś był najnieszczęśliwszy, a ja niechcę go czynić nieszczęśliwym. Innego bym pewnie nie pożałowała, ale pana — nie! nie — rozmyśl się — to zanadto...
Komornik stał przy swem nalegając, potrząsała głową.
— Młodość miałam bardzo burzliwą, byłam sierotą, przyzwyczaiłam się dogadzać fantazyom moim. Pan byś się z tą waryatką zamęczył. Przy najlepszej chęci nie potrafiłabym być dobrą żoną.
Ot, dla takiego barona, odezwała się wskazując na drzwi, ten, gdyby się chciał żenić ze mną — to co innego. Wcalebym się z nim nie ceremoniowała, wie kogo bierze i na jakie się naraża następstwa, a pan! pan jesteś człowiek spokojny, zacny, i miałbyś za chwilowe uniesienie dla mnie pokutować całe życie!... A ja też nie byłabym szczęśliwą, bo ja w spokoju wyżyć nie mogę, potrzebuję awantur, hałasu... jestem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.