straszną, samowolną, gniewliwą... Zlituj się komorniku!
Szczere te wyznania, których połowa przebrzmiała niedosłyszana przez Pampowskiego, wywarły na nim takie wrażenie, iż upadł przed nią na kolana.
— Pani! zawołał składając ręce — nie odbieraj mi ostatniej nadziei, całe moje nieszczęście w tobie! Ja się nie lękam niczego, ja gotów jestem na wszystko!
W pierwszej chwili zdawało się, że piękna Henryka chciała parsknąć ze śmiechu na widok klęczącego, lecz powstrzymała się i minę przybrała smutną. Podała mu troskliwie obie rączki, aby dopomódz do wstania.
— Podnieś się pan, proszę! Siadaj, mówmy chłodno, rozumnie... Mnie się serce kraje patrząc na niego.
— Miej że pani litość nademną... przerwał Pampowski nie dając się odepchnąć — nie odrzucaj mojej ofiary!
Brombergowa niecierpliwie potarła ręce, chwyciła się za główkę, zadumała długo
— Ale nie! nie! — odezwała się żywo — to by była zbrodnia! Pan mnie nie znasz ani mojej przeszłości. Dziś jeszcze nie mam odwagi jej opowiedzieć panu... ale wyspowiadam mu się...
— Ja o przeszłości wiedzieć nie chcę — wykrzyknął zapalony komornik... zatykając uszy.
Popatrzyła nań wdowa i ruszyła ramionami.
— Kochany komorniku, stawiasz mnie w najprzykrzejszem położeniu — rzekła — raz w życiu chciałam być sumienną... a ty mi nie dajesz...
— Ja proszę miłosierdzia, zawołał Pampowski, którego widok długo niewidzianej piękności unosił. Pani także nie znasz i nie wiesz przeszłości mojej... Pracowałem w pocie czoła ciężko, okrutnie, aby zarobić na kropelkę szczęścia a szczęście to zakładałem i zakładam w pożyciu z kobietą ukochaną. Ja panią uwielbiam, pani mnie oczarowałaś, daj mi tę odrobinę szczęśliwości jaka mi się należy... Błagam.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.