Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

wicz miał obawę Moskala równie prawie silną jak patryotyzm. — Nie spodlił się nigdy przez nią, lecz dosyć dlań było widoku munduru zdaleka postrzeżonego, ażeby zamilkł, a w domu musiał się pozamykać i opatrzeć pod łóżkami, nim wodze puścił słowu.... Przytém jenerałom, oficerom a nawet feldweblom moskiewskim spotkawszy ich w ulicy ustępował z drogi i kłaniał się bardzo grzecznie.
Gdy się czasem żona z niego śmiała, odpowiadał cicho: — Taki system mój, mocia bdziko, taki system, djabłu świeczka... a tak! djabłu świeczka....
Za to w duszy nienawidził ich tém więcéj, im niżéj kłaniać się był zmuszony.
Jak dziś pamiętam, było to wieczorem dnia siedmnastego czy ośmnastego marca..... Czas był szkaradny, smagał wicher z mokrym śniegiem... na ulicę ani było wyjść, wróciłem zawczasu do domu. — Mańkiewicz mi był dał do przeczytania broszurę, którą sobie z rąk do rąk potajemnie podawano — Nil desperandum, nudziłem się nad nią przy łojowéj świeczce, gdy mnie na dół zawołano na wieczerzą.... Jadaliśmy naówczas po litewsku zawsze wieczerzą z dwóch potraw złożoną, bo Mańkiewicz smaczno jeść lubił a babunia Mańkiewiczowa umiała doskonale kuchnią zarządzać. Półmisek woniejących zrazów stał już na stole, bok w bok z kaszą ze słoniną... a stary siedząc palcami bębnił po stoliku i nie jadł. Zamyślony był dziwnie. Jéjmość téż, z założonemi na piersiach rękami, zadumana, głową tylko rzucała, jakby się bijąc z myślami. Wszedłszy zaraz postrzegłem, że coś jest niezwyczajnego.
Od obiadu nie widzieliśmy się.
— Cóżeś asindziéj na mieście słyszał? hę? zapytał Mańkiewicz.
— Na mieście? rzekłem — a no nic nowego!
— A widziałżeś kogoś? począł badać stary, zwolna już jednak przysuwając zrazy.
— Widziałem się z kilku towarzyszami.
— I nie mówili nic?
Spojrzał na żonę....
— Nowego tak dalece nie słyszałem.