Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

Mówił długo i jąkając się w ten sposób, ale już pod koniec mowy zagłuszać go poczęto. Zły to był znak, gdy ukochanego Kilińskiego słuchać nie chciano... Juta stała przy mnie ruszając ramionami.
— A téż to rozum, odezwała się — porobić z nich męczenników, ażeby ohyda na nas spadła!!
Przyznaję się, że mi trudno ją było naówczas rozumieć. Ogólne usposobienie było takie, iż jéj mowa dla mnie nawet wydała się dziwaczną. Przypisywałem ją tylko usposobieniu łagodniejszemu, kobiecemu...
Strapioną odprowadziłem do drzwi jéj domu, podała mi rękę widocznie zniechęcona i smutna.
— Mój miły Boże, zawołała do mnie załzawionym głosem — jabym pragnęła, aby nasza rewolucya tak była czysta, święta, niesplamiona, aby rąk sobie nie zmazała niczyją krwią... a tu źli ludzie pchną ją na takie szały... w których już nikt nie wie, co czyni. Bić się z nieprzyjacielem... a! to cudowne, ale brudy swe po szubienicach wywieszać przed światem... Wszakże to bracia... wszak to Polacy... niechby ich wrzucili gdzie w doły i ciemności, aby świat imienia ich nie wspomniał.
My to mieszczanie oswobodziliśmy Warszawę, ja pomściłam śmierć ojca, Kiliński stał się bohaterem... to nasza krew i nasza sława... a chcą nas pchnąć na mordy, abyśmy ją stracili — a, to okropne... Idź, poruczniku... uspokajaj — proś... niech się rozchodzą...
Znikła mi wśród domu... nie wiedziałem, co z sobą zrobić, poszedłem prawie nie myśląc ulicami.
Chociaż wieczór nadchodził, tłumy raczéj się powiększały niż rozpraszały... Wszędzie ktoś do nich przemawiał, i, o ile dosłyszeć mogłem, starał się przekonać, że rząd nie domierzy sprawiedliwości, że zdrajcy mają przyjaciół, że ich rojaliści ocalą, że im ucieczkę ułatwią, że dla postrachu złych potrzebny jest przykład i że lud musi stać na straży a nie przestać domagać się kary, dopóki jéj nie otrzyma. Największe zbiegowisko otaczało arsenał... nie spuszczając się na straże i warty, które tam stały, obawiano się, aby więźniowie nie pouciekali. Tu téż rozdrażnienie było naj-