Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.
—   82   —

gałęzi zielonych, który zajmował, serce mi biło ogromnie. Ze drżeniem przystępowałem do niego.
Spodziewałem się znaleźć w Naczelniku narodu coś majestatycznego, bohaterskiego; zdumiałem się widząc średniego wzrostu, bardzo skromnego człowieka, którego twarz dopiéro po wpatrzeniu się uderzała wyrazem dobroci, czystości, spokoju, rzekłbym, prawdy... gdyby można tak się wyrazić.
Nic w nim nie było wybranego, udanego, obrachowanego. Stał takim przed ludźmi, jakim go Bóg stworzył... Niepiękne rysy twarzy miłe były i sympatyczne... w oku patrzało męztwo i rozwaga...
Ubrany był w szarą sukmankę krakowskim krojem, długie buty, czapeczkę chłopską i ładownicę. Właśnie powróciwszy z przeglądu wojsk odpasywał szablę, gdy wszedłem. Szałas, w którym mieszkał, raził prawie ubóstwem. W jednym kąciku ciasne łóżeczko z poduszką skórzaną a pod niém tłumoczek na pół opróżniony, w drugim stolik sklecony na prędce, zdaje się z okiennicy, a na nim papiery i mapy. Drugi podobny stół był właśnie nakryty ze spartańską prostotą grubym obrusem nie dobielonym i kilką talerzami glinianemi. — Butelka wina jedna... stała przy karafce z wodą... Ani wykwintnych adjutantów ani służby przy nim. Stary, z nieogoloną brodą kucharz w białym fartuchu, zarazem pono i służący, zjawił się oczekując rozkazów. Kościuszko, nim jeszcze otworzył papiery, począł mnie rozpytywać o Warszawę. Zobaczył rękę jeszcze na temblaku, dowiedział się o ranie i uściskał mnie milcząco...
Mówił sam mało... Linowski poddawał pytania jedne po drugich, tak że ledwie na nie zdążyłem odpowiadać.
Wielu téż rzeczy nieświadomy byłem lub znałem tylko zewnętrzną ich fizyognomią. — Musiałem opowiadać o egzekucyi 9 maja, com o niéj wiedział. Naczelnik milczał posępnie, popatrzyli na siebie z Linowskim, nie mówili nic.
Naostatek, gdy się główniejsze przedmioty wyczerpały, Kościuszko kazał dawać do stołu. Trzech wojskowych, Linowski i ja siedliśmy do téj skromnéj,