Ta strona została uwierzytelniona.
( 121 )
siał rad nie rad, służyć w czasie przechadzki pannie Klementynie za Sigisbea, do czego najmniejszej nie miałem ochoty.
Kto inny byłby się może połakomił na czułe spójrzenia, i ścisnienia ręki panny Burmistrzówny, których dla utrzymania i zachęcania kochanków używała, ale ja wolałem uciekać, pogardzając wszystkiem co mogłem zyskać znudziwszy się z nią kilka godzin. Nic tedy nie widząc prócz grożących mi osób na przedzie, cofnąłem się szybko, do pierwszéj bramy, jaką zobaczyłem, ale ocucił mię z zadumania drugi głos, dający się słyszeć za mną.
— Pan zapewne szedł do nas,