Ta strona została uwierzytelniona.
( 155 )
mu swoje żądanie przeciągłém i często powtarzaném ts, ts, ts...; on w kilka minut ledwie raczył się obejrzéć w tę stronę, i namarszczywszy czoło, do połowy skurczony, nie ruszył się z miejsca i pokazał tylko na migi, że się będzie uczył.
Tym czasem Gurtleib zbliżył się do mnie, goście powitali go ukłonem, a on postępując ku mnie szepnął mi na ucho, iż ma się ze mną rozmówić. Porwałem za kapelusz i wyszedłem.
Zaledwieśmy się na ulicę dostali, ujrzałem pocieszną facijatę pana Bomby i Pocztmajstra wespół z Maciejową i synem jej, w oknie, składających tak śmiészną grupę, jakiej podobno nigdy Boilly nie wy-