Ta strona została uwierzytelniona.
( 57 )
dzoną ulicą do zamku. Pozastawiano, mówi pamiętnik owoczesny, długie, srébrem okryte stoły, oświecono rzęsisto zamek, a huczna muzyka odezwała się wewnątrz. Burza jednak nie ustawała miotając silnie gałęźmi, ogołoconych drzew z liści. Brzęczały w oknach w ołów oprawne szyby, a ciężka brama ze szczękiem skrzypiała kołysana od wiatru, na ogromnych wrzeciądzach. Wśród zabaw i wesołości, zatrąbiono u wejścia, a most spuszczono natychmiast, i zmokły, przeziębły pielgrzym wszedł do biesiadników sali. Długa broda czarna, włos z którego spadały jeszcze krople wody, twarz opalona i suknie podarte o-