Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

ale minę dosyć kwaśną. Gdy Sołotwina zeskoczywszy z bryczki zapomniał dopomódz jéjmości do wydobycia się z niéj, ów nieznajomy galancko bardzo, nie proszony się zbliżył, a widząc że i stopień był wysoki i kobiéta zafrasowana, nie mówiąc nic ujął ją lekko w pół, a choć piórkiem nie była, jak piórko ją podniósł i na ziemi postawił.
Ta usługa przyjemne widać uczyniła na smutnéj wdowie wrażenie, gdyż zarumieniwszy się, wzrokiem wdzięcznym za nią podziękowała.
Młoda niewiasta, musiała téż na grzecznym jegomości uczynić nie mniejszą impresyą, gdyż pokręcił wąsa, czapki uchylił i powiódł za nią oczyma.
Taki był pierwszy wstęp do miasteczka Rózieczki, która tu przytułek znalazła. Sołotwina nie mógł jéj długo kompanii dotrzymywać, raz dlatego, że ją posądzał niesłusznie o szczupłość funduszów, a w tém położeniu zostającym usług swych ofiarować nie mógł; powtóre, iż żadnych widoków innych w miasteczku nie miał. Potrzebował tylko wydychać strach, spocząć i pomyśleć dokąd zwrócić kroki.
Wdowa więc z wyrostkiem i służącą pozostała sama jedna w Przepłotach. Smutném to było dla niéj bardzo, a gdy nazajutrz ujrzała w sieniach austeryi owego pokaźnego młodzieńca, który ją dnia wczorajszego z bryczki wysadzał, za-