Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

rumieniła się, niby cofnąć chciała, lecz doznała uczucia miłego.
Sołotwina, który tegoż wieczoru zabrał z nim znajomość, przymówiwszy się do kubka miodu, chociaż nie dowiedział się co zacz był, opowiadał mu obszernie nie tylko własne dzieje, nie pominąwszy obietnicy stu bizunów, ale i historyą Rózieczki mu zakomunikował.
Dodać należy, iż jako towarzysz jéj podróży starał się wdowę w lepszém nawet świetle przedstawić niżeli ją sam widział. Nie zataił tylko, że była niegdyś narzeczoną pana Wilczka, że wyszła za mąż, owdowiała — i że miała wiosczynę w Owruckiem — za światem. O Wojskiéj, o jéj przybyciu, o położeniu Chorążego, wygadał co widział i wiedział tylko.
Młodzieniec słuchał z ciekawością wielką, kilka razy tak się żachnął i rzucił, jakby go ta historya zblizka obchodziła, ale tragiczność jéj to wzruszenie nawet w obcym usprawiedliwiała. Sołotwina miodem się pokrzepiwszy bawił gościa dosyć długo, a gdy w końcu chciał mieć honor dowiedzieć się z kim tak poufale obcował, szlachcic mu odparł z półuśmiechem.
— E! co tam jegomości po mojém nieznaném nazwisku, kończy się na ski, to po wszystkiém. Mnie tu ludzie nie znają, bom obcy i przejazdem