Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

drażniła go blizna na czole, którą sam, cisnąwszy talerzem, zrobił przed chwilą i to, że się na nią nie poskarżyła.
— Zawiążże łeb — odezwał się w końcu, nie chwal się z tą blizną. Radabyś aby cię tu beatyfikowali jak męczennicę, bo nie wiedzą co za ziółko z jéjmości. Taka baba świętego by do wścieklizny przyprowadziła...
Jagnieszka zawiązała chustką głowę.
— Cóż chcesz abym czyniła — odezwała się wreszcie. Mów, uczynię.
— Mówiłem byś mi z oczów precz szła, odparł Wilczek. Do Żerdzieliszek, do Żebrów, na kraj świata, byle mi z oczów.
— Tu miejsce moje! odparła żona.
Wilczek splunął i odwrócił się. Jagnieszka wyszła do drugiéj izby.
Najstraszniejszą rzeczą było może to dla niéj, że słyszała wkoło szemrzących ludzi, którzy na te sceny podedrzwiami nadstawiali uszy. Rumieniła się za męża — wstydziła się za siebie; dzień wydawał się jéj wiekiem męczarni.
Nie wiedziała o tém jednak, że gdy w początku wszyscy tu we dworze stronę Chorążego trzymali przeciwko niéj i Wojskiéj, starczyło tego dnia jednego, aby dla niéj litość obudzić a wstręt do oszalałego człowieka. Żona Kwasoty słuchając zalewała się łzami, a że mąż jéj z początku pró-