Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

jéjmość posłała aby go szukano, a że Kwasota napomnął iż się bizunów przyobiecanych obawiał kazano go zapewnić, iż może przybyć bezpiecznie.
Niełatwa to jednak rzecz była Sołotwinę znaleźć, prawdziło się na nim przysłowie — szukać wiatru w polu. Rzadko gdzie się dłużéj zatrzymał, a w pielgrzymkach swych nie miał żadnego stałego planu. Człowiek więc który za nim został wyprawiony, błąkać się musiał od dworu do dworu, pytać i języka nawet z trudnością mógł dostać. Tysiąc okoliczności wpływało na wędrówki tego jegomości: pogoda, przyjęcie, festyny o których zasłyszał, a na które nieomieszkał się stawić, wreszcie humor jego i — zabobonność. Niekiedy, spodziewając się jakiegoś nadzwyczajnego szczęścia, ciągnął na węzełki dokąd mu iść należało za wyśnionym podarkiem magnata, który sobie obiecywał.
Tydzień téż upłynął nim nareście można było Sołotwinę wynaleźć i nakłonić aby się udał do Maczków. Dla ostrożności jednak i na wszelki wypadek drogę taką obrał, ażeby terrytoryum Żerdzieliszek ominąć.
— Babie wierzyć nigdy nie można, mówił w duchu — nuż się natknę na nią przypadkiem, każe położyć i wlepi sto odlewanych...