Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bez fanaberyi ze mną! słyszysz — dodał spokojniéj Wilczek. Daję ci przestrogę i co powiedziałem dotrzymam. Pieniędzy weź na lichwę, na zastaw owrucki, na co chcesz, na własne gardło — a procesu mi nie rzucaj! ani się waż. Ja kiedyś przecie wyzdrowieję i wszystko się załatwi, a Zawistowski weźmie późniéj z procentem sto kijów, które mu należą. Ja w tém, gwarantuję!
Odwrócił się do ściany.
— Co powiedziawszy, piszę się najniższym sługą. Idź spać!
Odprawiony tak sumaryjnie wyszedł Pętlakowski trochę zły, lecz zaraz ochłódł przy maliniaku pana Kwasoty.
Ciemno już było na dworze, gdy na trzeci akt zawołano go znowu do Chorążego.
— Zapomniałem ci powiedzieć, odezwał się Wilczek do niego, że jeśli ty mi się ważysz wziąć pieniądze u mojéj świekry, albo u żony, to cię to co Zawistowskiego nie minie.
— Hm — odezwał się spokojnie Pętlakowski — hm, Contradictio in adjecto. Rano pan Chorąży mi mówisz, weź zkąd chcesz, na lichwę, na gardło, a wieczorem inna piosnka.
— Zkąd chcesz, ale nie od tych bab! dodał Wilczek.