Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

zajął i w swojéj ziemi, gdyby była potrzeba, ciężar publicznych posług i godności dźwigał.
Był już Michał pod wąsem, a jeszcze go chorąży, miłując jak oko w głowie, surowo można powiedzieć na paskach trzymał. Nie zbywało mu na niczém, okrom swobody, któréj się wzdragał ojciec, bojąc się by jéj nie nadużył.
A no rachuba była z gruntu mylna, gdyż kto nigdy swobody nie miał, ten jéj téż pomiernie zażyć nie umie. Lepiéj było może patrzéć samemu i kroki prostować, niż cale nie dać się ruszać, co tylko chęć zbytnią i krewkość pomnażało, która, acz późno, wybuchnąć miała.
Oprócz majętności w Owruckiém, miał Żebry w Żytomierskiém chorąży, a po żonie spadła nań wioseczka nieosobliwa w Łomżyńskiém. Téj chcąc się zbyć, bo mu dla zbytniéj odległości ciężarem była, jeździł kilkakroć w kraj tamten szukać kupca. Lecz, bodaj nie zawsze, gdy chcesz sprzedać nie znajdziesz ochotnika, a byleś kupić zażądał, drogę ci zastąpi tylu, że się nie dobijesz. Tak się i z chorążym stało, że w Łomżyńskie nie jeden raz, ale dwa i trzy w rok, z wielkiém swém utrapieniem włóczyć się musiał, owego folwarku zbyć z karku nie mogąc.
Człek oszczędny zabezcen sprzedawać nie myślał, ludzie zaś dorozumiewali się łacno iż mu to