Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Osłupiał Pętlakowski, gdy okulary włożywszy, zaczęła mu zadawać kwestye prawne, krytykować dekreta, wskazywać jego własne omyłki — gdy zamiast dobrodusznéj świekry, znalazł w niéj niebezpiecznego współzawodnika. Zmieniło to zupełnie postać rzeczy. Adwokat musiał się tłumaczyć, a wreszcie żądania swe ograniczyć znacznie. Jednakże po rozpatrzeniu się w dokumentach i w trybie postępowania Pętlakowskiego, jéjmość nie okazała ochoty powierzenia mu spraw i pieniędzy.
— Wiesz acan co — rzekła chowając okulary — przy dzieciach Wilczka Borkową zostawię; ona mnie tu zastąpi, a ja z nim do Żytomierza jechać muszę. Waćpan prawnik jesteś, nie ujmuję, doświadczony, ale ja dawniéj od niego miałam procesa. Nie zaszkodzi moja rada i wdanie się. Sędziowie, często czego dla mężczyzny nie zrobią, kobiecie dokuczliwéj akordują. Ja jestem dokuczliwa i znam się.
Wyrok ten wydany nieodwołalnie, dziwne uczynił wrażenie na prawniku; daleko może większe niż obietnica traktamentu Zawistowskiego od pana Wilczka. Nie było się co oponować — skłonił się tylko, trąc czuprynę frasobliwie, a w duchu powiedział.
— Jak Bóg miły, słuszność miał; baby są jakich drugich na świecie szukać i nie znaleźć.