Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

wolał z pod oka na ojca patrzeć; starszy opatrzył, ukąsił i jakby go to ośmieliło, wysunął się po pokoju sznurkować.
Stała szabla przy łóżku, którą już Wilczek nie mógł władać, chyba lewą ręką. Wisiały przy niéj purpurowe ubarwione rapcie, galonami świecące, chłopak wprost na szablę się puścił i jabłku dając się toczyć po podłodze, oburącz ją porwał, a oczy mu się zaiskrzyły.
Zobaczywszy to Wilczek, cały drgnął, rozśmiał się i impetycznie do chłopca przypadł, jedyną ręką tuląc go ku sobie i całując. Dzieciak tak był tą nową zabawką zajęty gorąco, że się nawet nie bronił.
— Prawy Wilczek będzie z niego wołał Chorąży — jak zoczył szablę, krew w nim do niéj zagrała. Hej! hej! trzeba byś się do niéj wziął zawczasu i ojca mańkuta wyręczył.
Łza mu się z oka potoczyła i wstał. Borkowa ledwie mogła starszego odwołać od szabli i z obu razem po chwili wyszła do Kwasotów, gdzie ją czekała niespokojna Jagnieszka.
Spojrzały sobie w oczy.
— Wszystko poszło jaknajśliczniéj — szepnęła siostra. Spisał się starszy i do szabli pobiegł, ojcu się tém serce rozradowało, myślałam, że go zjé!