Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niema na to rady, powiedziała Borkowéj, jedź powiedz Jagnieszce niech się zabierają i ruszają, niech sam się do jurysty weźmie. Już téż się wylizał, a może go bieda nauczy rozumu.
Pojechała pani Borkowa z tém naprzód do siostry, a gdy ta zmilczała, wdawać się sama nie chcąc, poszła do Chorążego.
— Matka się waćpanu kłania — rzekła. Kazała powiedzieć, że nieodrzeczy by może było na Wołyń jechać i interesów dopilnować, bo Pętlakowski zły czy dobry, ale i na niego oko mieć trzeba.
Ponieważ doktór tylko na ocieplone powietrze czekać kazał, a wiosna jakoś wczesna się okazywała, Wilczkowi zaś nawet ze Sołotwiną piekielne już dojadły nudy, chwycił się zaraz téj myśli.
— A! na miłego Boga, bodaj jednéj godziny jechać jestem gotowy. Już tego kraju mam póty i téj niewoli w jaką mnie wtrąciło kalectwo.
Z Kwasotą pomówiwszy na prędce, natychmiast dał Chorąży rozkazy do podróży, chociaż rękę jeszcze na chustce nosić musiał bo mu doskwierała. Pobiegła Jagnieszka pożegnać matkę i zabrać dzieci...
Szła tedy kolasa jejmościna w koni cztery przodem, z nią, chłopcami i dziewczyną niańką a służącą; za nią bryka pana Chorążego obłado-