ktu wstręt miała ku adwokatowi, czuła potrzebę innego doradcy i opiekuna. Na nieszczęście przeszłe życie Wilczka odstręczyło od niego poważniejszych ludzi, odepchnęło lubiących spokój i unikających wrzawy a szału... Jeden Baranowski na myśl przychodził Chorążynie, który, chociaż do zapalczywego myśliwstwa dopomagał Wilczkowi, człowiekiem był (gdy nie polował) statecznym, poważanym powszechnie i zacnym. Bawić się w dobréj kompanii lubił, jak wszyscy swojego czasu, ale usłużyć umiał i narazić się nie lękał. Napisała więc Chorążyna do pani Baranowskiéj, prosząc męża jéj o pomoc i opiekę...
Pomimo rady Pętlakowskiego, nie chciała ani jechać do Żebrów, ani się od męża oddalać, bo mu się być pomocą spodziewała. Drugiego posłańca natychmiast do Wojskiéj wyprawiła wołając jéj na ratunek.
Drugiego dnia, chociaż wielce tą tragedyą przerażona, Baranowska nadbiegła sama, oznajmując iż mąż tuż za nią podążał.
Znalazła już Chorążynę zbrojną przeciwko wszystkiemu co ją spotkać mogło, gotową do walki z losem przeciwnym w imię obowiązku, zrezygnowaną niemal spokojną. Ten hart jéj duszy żywéj i namiętnéj pani Baranowskiéj wydał się niemal chłodem i obojętnością.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.