Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

że w Wilczku utwierdził przekonanie, iż w niéj miał najzajadlejszego nieprzyjaciela.
Nie mówił już nawet więcéj o tém, a gdy adwokat wspomniał o niéj, usta mu zamykał i odezwać się nie dozwalał. Cóż w tém było dziwnego zresztą? Czuł sam, że jego obejście się z żoną serca jéj pozyskać mu nie mogło.
— Chce się odemnie uwolnić, bo mnie zawsze nienawidziła. Jak mi łeb zetną, łatwo znajdzie drugiego — młoda jest. Biedne moje chłopcy... zmarnieją w cudzych rękach — wola Boża! pomsta Boża!
Z téj rozpaczy, tęsknoty, przewidując już, iż się przyjdzie pożegnać ze światem, do serca nie ze wszystkiém zepsutego skrucha wstąpiła, zrodził się żal szczery, chęć pokuty, wstręt własnéj przeszłości. Zmienił się popędliwy człowiek w pokutnika.
Zaraz po zabójstwie biegł już był instynktem do ołtarza, szukając ratunku; toż samo uczucie, które go rzuciło krzyżem na podłogę, kazało w religii szukać pociechy i spokoju.
Nie łudził się nadziejami próżnemi, wiedział ilu i jak zajadłych miał nieprzyjaciół, a jak mało mógł mieć obrońców. W żonie i matce jéj upatrywał też swych prześladowców. Miał się już za zgubionego. Pozostawało Boga przebłagać i zginąć mężnie, jak szlachcicowi przystało.