Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

tłumaczył się przed sobą. Dwa razy stanął w dziedzińcu, niby coś przypomniawszy sobie i chcąc powrócić, lecz zaniechał w końcu tego zwrotu i poszedł do domu.
U wieczerzy znowu Wojska mówiła tylko o dzieciach, o potrzebach domowych, o drożyźnie, niepoczciwości ludzi, a gdy się rozchodziły zamruczała; jakby sama do siebie:
— To łajdak!
— Kto? podchwyciła Chorążyna.
— Któż ma być, ten obwieś! jurysta; rękę podnosząc do góry dodała Wojska: — ale ze mną to nie ujdzie! Musi mi on inaczéj śpiewać, a nie — to źle będzie.
Przed matką nie śmiała odezwać się z życzeniem, ażeby jéj męża wolno było odwiedzić. Chciała zawieść mu dzieci i przekonać go, że pamiętała o nim. Czuła że to było obowiązkiem.
Zwierzyła się z tém poufnie przyjaciółce Baranowskiéj, prosząc aby ona przez męża się o to postarała, bo Pętlakowskiemu nie ufała, Inkwizycye były tak jak skończone.
Zaczął więc biegać za tém przyjaciel, i, co łatwo przewidzieć było, pozwolenie wyrobił, gdyż żonie przysługiwało prawo widzenia męża, i zła tylko wola mogła go jéj zaprzeczyć.
Nazajutrz, nic nie mówiąc Wojskiéj, zabrała chłopców jakby do kościoła na nabożeństwo i ze