Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

mszy powlokła się do więzienia z bijącém sercem i wielkim niepokojem w duszy. Iść musiała, nie wiedząc jak zgorzkniały niewolą człowiek miał ją przyjąć?
W samym tym wyrazie: więzienie, dla kobiety, która nigdy nie przypuszczała aby się kiedy o nie miała ocierać — było już coś przerażającego. Budynek w którym się ono znajdowało, wszystko co otaczało tak zwaną wieżę, zakratowane okna, drzwi pozamykane na drągi i kłódki, chmurne fizyonomje stróżów — odjęły prawie męztwo Wilczkowéj.
Trwoga jéj ogarnęła dzieci, które uspokajać było potrzeba i ośmielać. Młodsze musiała wziąć na ręce, starszy ciągnął za nią uczepiwszy się sukni, oglądając po brudnych murach, nie mogąc pojąć poco tu ojca miał szukać i dla czego tu był zamknięty.
Wilczek nie tylko nie spodziewał się przybycia żony, ale nie przypuszczał nawet aby ona go widzieć chciała. Od bytności ojca Bonifacego cały był teraz w modlitwie i książkach pobożnych, czytał właśnie gdy drzwi się otworzyły i w nich ukazała blada pani Jagnieszka z młodszym synkiem na ręku.
Wilczkowi zdało się to jakiemś złudném widzeniem, czémś nieprawdopodobném, wymodlonym chyba cudem. Podniósł ręce nie mając zrazu si-